Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/240

Ta strona została przepisana.

wiele kochali, za wiele pracowali, albo za wiele cierpieli. Słabość była zadawniona; nie czas ją było pokonywać, czuwać tylko jak najpilniej należało. Nadewszystko, żadnych żywszych wzruszeń, tak brzmiało wyraźne zalecanie doktora.
Łatwo sobie wystawić w jakim stanie przyjąłem podobną wiadomość. Odtąd nie odstępowałem już matki, przed którą prawda ukryć się nie mogła.Gdyby szło o śmierć samą, oczekiwałaby jej mężnem sercem. Umrzeć niczem jest dla tych, których życie ciągłym było walk szeregiem: tylko ostatnia walka. Ale ona świadomą była sieci intryg w które mię wikłano, których nie podejrzewałem ani trochę, o których mi nic powiedzieć nie chciała, drżąc by takie odkrycie nie zabiło mię odrazu. Póki była ze mną, mogła w każdej chwili rzucić się pomiędzy mnie a straszną katastrofę; być moją ucieczką, wzmacniać mię, pocieszać, gdyby prawda na wierzch wyjść miała. Ale gdy ona umrze, a nieszczęście spadnie, cóż będzie wtedy?
Nic tak nie skraca życia jak tajemnica, której wyznać nie wolno, która tysiąc razy na dzień od mózgu na usta przypływa, i znów całym ciężarem na serce opada. Szczęściem matka moja miała powiernika, Konstantego, któremu mię polecała, i który mi następnie powtórzył jej słowa. Póki mogła wychodzić, chodziła do niego: ale tu zrzadka tylko mógł ją nawiedzać, skoro została skazaną na zamknięcie się w swoim pokoju. Byłem mu wdzięczny za te odwiedziny, powód których łagodził nieco