Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/247

Ta strona została przepisana.

Biedna ludzkości!
Iza chciała rosić żałobę równocześnie ze mną oparłem się temu, i po upływie półrocza wróciłem ją jasnym strojom i rozrywkom ożywionym. Nie zgodziła się jednakże zupełnie do nich powróci.
— Nie zmuszaj mię, proszę. — mówiła, — to przynajmniej winnam pamięci matki twojej.
Pewnego rana, otrzymałem list bezimienny następnej treści:

„Jesteś mężem jakich mało; ani się domyślasz, że żona twoja co rano wykrada się z domu, i biega po ulicach, gdy ty myślisz, że jeszcze śpi w najlepsze. Sprobujże ją śledzić, a dowiesz się pięknych rzeczy; ale nie pokazuj tego listu, inaczej nic nie odkryjesz.

„Przyjaciel.“

Cokolwiek świat mówi przeciw bezimiennym listom, nigdy one nie chybiają celu. Broń to potworna, nikczemna, podła, ale broń pewna.
Ukrywałem, jak mogłem, przez resztę dni, pożerający niepokój. Dwadzieścia razy byłem gotów pokazać list Izie, żądając wyjaśnień.
Powstrzymałem się.
Nazajutrz, równo ze dniem byłem ubrany, i ukrywszy się za firanką w pokoju, czatowałem na zapowiedzianą wycieczkę.
Około godziny ósmej, Iza, ubrana czarno z twarzą osłoniętą, wysunęła się z domu, oglądając