P. de Merfi, jeden z amatorów znanych, właściciel rozległych posiadłości w okolicy Chartres, wielokrotnie zapraszał mię do siebie, na uroczystość otwarcia łowów. W zeszłym roku przyjąłem zaproszenie, przyrzekając wybrać się w drogę 30 sierpnia o godzinie szóstej rano.
Przyjąłem tak jak się zazwyczaj przyjmuje podobne w Paryżu zaproszenia, przez prostą grzeczność, myśląc w duszy: „Kiedy to tam będzie, Bóg wie kiedy!” Tymczasem oznaczony dzień się zbliża, i na raz widzimy się zagrożonymi uczestniczeniem w hałaśliwej zabawie, mającej wykoleić nas w sposób raptowny ze zwykłego trybu cichego, pracowitego, rodzinnego życia, z którem nam tak dobrze; w zabawie należącej do innego świata i przenoszącej nas w arcy niepożądane grono ciekawych, komplemencistów i gadułów. Czas, którego ma się stracić tyle, wydaje się właśnie tym, któregoby jaknajlepiej użyć można, gdyby się udało zostać w domu. Dawno nie czuło się w sobie tyle twórczego usposobienia! A tu trzeba siadać do powozu, porzucać rozkosze dla bardzo wątpliwej za-
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/249
Ta strona została przepisana.
XIII.