Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/254

Ta strona została przepisana.
XIV.

Była prawie szósta godzina, gdy Iza uchyliła ostrożnie drzwi swego pokoju.
Nadmieniłem już wyżej, że pokój jej bezpośrednio styka się z pracownią. W zajmowanej obecnie pozycyi Iza mię dostrzec nie mogła, z powodu, że olbrzymia grupa bronzowa kryła mię przed nią całkowicie. Ja przeciwnie, widziałem ją doskonale, w niewielkim weneckim zwierciadle, które nieco pochyło zawieszone, najdokładniej odbijało wszystkie szczegóły pracowni. Z włosami rozpuszczonymi nie mając na sobie nic prócz koszuli, spadającej ze śnieżnych ramion, i spódniczki, Iza wstrzymując oddech, stąpała cichutko na palcach, jedną ręką unosząc nieco spódniczki, w drugiej ukrywając coś białego.
Szła ze wzrokiem wlepionym w drzwi mego pokoju, w obawie bym się w nich nagle nie zjawił. Był to najlepszy sposób nie dostrzeżenia mię, patrzyła bowiem wprost w przeciwną stronę od miejsca, gdzie się znajdowałem.
Wyobraziłem sobie natychmiast, że wiódł ją do mnie jeden z tych rannych porywów, tak radosnych dla młodego małżonka, a do których. pobudzają, wtórząc im wesoło pierwsze świegoty, pierw-