W istocie, pokój dziecinny znajdował się po drugiej stronie mieszkania.
A listy co masz w ręku, — cóż to jest?
Popatrzyła na nie, jakby dla przypomnienia sobie jakiegoś małoważnego szczegółu!
— To dwa listy które napisałam, nie mogąc spać długo: jeden do mamy, odwołujący zaproszenie na dzisiejszy obiad, który miała jeść ze mną, jeśliby ciebie nie było, a który teraz zjemy we dwoje co wiem że ci się więcej podobaj drugi... znowu odczytując adres, jak gdyby dobrze sobie nie przypominała, ah! tak, — drugi do nowej modystki, którą mi zachwalono. Chciałam prosić Nanuny, żeby je odniosła, idąc dziś rano z dzieckiem na spacer. Ot wiesz co, weź oba listy sam je każesz odnieść. Drzę tak strasznie, patrz tylko jak drżę cała, że wypadłyby mi z ręki Oh! nie trzeba nigdy straszyć mię w ten sposób.
I cała drżąca w istocie, oparła główkę na mojem ramieniu.
Wziąłem listy, i rzuciwszy je na stolik, począłem się usprawiedliwiać.
— Za karę, mój panie, — powiedziała Iza, — musisz mię zanieść do mego pokoju, dokąd nie doszłabym o własnej sile, i tam mię uśpić na nowo zamierzałam bowiem uspokoiwszy się o dziecko i rozporządziwszy listy, położyć się powtórnie i spać do południa; do czego teraz trzeba mi dopomódz troszeczkę, inaczej bym już nie usnęła.
Wziąłem ją za ręce jak dziecko, i poniosłem
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/256
Ta strona została przepisana.