Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/258

Ta strona została przepisana.

którego powynosił wszystkie meble, powiedział mi że wyszła przed minutą, że nie musi być dalej jak w podwórzu. Otworzyłem okno. Nikogo. Tylko we dzwiach od stajni zobaczyłem mego charta. Patrzył na mnie ruszając ogonem. Czas był prześliczny; Iza spała; nie czułem już takiej ochoty do pracy, jak z rana; wziąłem myśliwską czapeczkę, szpicrózgę; wyszedłem, gwizdnąłem na psa; i w letniej marynarce uśmiechnięty, z czołem podniesionem, jak człowiek pewny że jest kochanym, skierowałem się w stronę alei Marboeuf. Nie uszedłem dziesięciu kroków, gdy spotkałem powracającą pokojówkę
— Pani dała dwa zlecenia dla ciebie, Naneto ale cię nie było. Jeżeli się obudzi przed moim powwrotem, powiedź żem wyszedł sam je załatwić, dla zrobienia przyjemności temu oto panu, — dodałem wskazując na charta.
Żartowałem sobie! Zostawiwszy jeden list u hrabinej, udałem się na ulicę Marché d’Aguesseau, pod Nr. 12: taki adres wypisany na drugim liście, noszącym nadto nazwisko pani Henri, modystki. Doskonale, — pomyślałem sobie, przy tej zręczności sam wstąpię do pani Henri, i zamówię dla Izy jaki ładny stroik podług mego gustu.
Gdzie tu mieszka pani Henri? — zapytałem stróża, który, w odświętnych sukniach, stał wyprostowany na środku swojej celki, jak gdyby sam u siebie w gościnie.
Człowiek ten cały tydzień musiał być zajęty