Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/269

Ta strona została przepisana.

ważałem za moją własność wyłączną; kto, inny korzystał zuchwale z tego ciała, które uwielbiałem ak szaleniec, i na którem usta moje suszyły świeże ślady pocałunków drugiego; te święte tajemnicze zwierzenia miłości, te półsłowa, których rozkosz domówić nie daje, te westchnienia, te wahania, przyczyny, szały miłosne, wszystko to było słyszane, wzbudzone, pochłaniane przez innego, co sycił nią dowoli rozkochane oczy. I ona znosiła na sobie palące pocałunki drugiego. I ona czuła w łonie swojem całą namiętność drugiego, i ona zapomniała o mnie, i wyśmiewała się ze mnie z tym drugim! Sprawiedliwe niebo! Cóż ja zrobię im teraz, tej kobiecie i temu człowiekowi?
Przyznajmy to, na hańbę natury człowieczej, że zazdrość jest fizyczną wyłącznie. Gotowiśmy wybaczyć kobiecie kochanej tysiące żądz cudzołożnych byleby tylko nie nastąpiło ich spełnienie; gotowiśmy jej wybaczyć ubóstwianie mężczyzny, aczkolwiek nie my nim jesteśmy, jeżeli faktycznie nie dodała mu się; gotowiśmy nareszcie wytłemaczyć i usprawiedliwić duszę, jeżeli ciało nie miało udziału w przeniewierzeniu się. To też kobiety zapierają się fizycznych faktów nie z obawy hańby, nie ze zgryzoty, nie ze wstydu, ale po prostu dlatego, że wiedzą dobrze iż dopóty mogą nas odzyskiwać i przykuwać znów do siebie, dopóki wierzymy we względną niepokalaność ich ciała, i że tu jest kres ostatni wspaniałomyślności naszej, tak jak