Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/271

Ta strona została przepisana.

— Nie.
— Kłamiesz jak ostatnia nędznica! Za kogo mię masz? Ja miałbym się nie poznać na wyrażeniach tego oto listu?
— Dajże mi mówić. Czy mi dasz przyjść do słowa?
Usiadłem, padłem raczej na najbliższe krzesło, i patrzyłem jej prosto w oczy.
— Wiesz dobrze żem miała zaślubić Sergjusza. Nie znałam cię jeszcze wtedy, a przynajmniej nie wiedziałam że cię kocham, i że zostanę kiedyś twoją żoną. Napisałam ci o wszystkiem w owym czasie. Któż mię zmuszał do tego? Nikt. Bezemnie aż dotąd nie byłbyś wiedział o niczem. Matka moja marzyła ciągle o tej partji, jako o bardzo świetnej; chciała tak uwikłać Sergjusza, by zaszła konieczność zaślubienia mię wbrew całej jego rodzinie. Okazała się niedość przezorną. Byliśmy wtedy oboje tacy młodzi!
— Byłaś pani jego kochanką, nim zostałaś moją żoną?
— Wiesz dobrze że nie. Czy możesz mieć jakiekolwiek wątpliwości pod tym względem?Podejrzewaj mię od czasu jak jestem mężatką, masz po temu prawo, a pozory upoważniają cię poniekąd, ale nie znieważaj czystego zaczątku naszej miłości. Później, byłam może lekkomyślną nieco; ale naówczas jeszcze nie miałam sobie nic do wyrzucenia.
Wykręt dokonany, „Lekkomyślna!“ nic więcej