— „Mego kochanka“! Z jej to ust wychodziły takie słowa? Do mnież to były zwrócone? Nie wymówiłem ani jednej syllaby, tylko zdało mi się, że serce rozpęknie mi się w piersi na drobne kawałki.
— Otóż, tak, wiedz że mam kochanka i że go kocham nad wszystko w świecie i że nigdy nikogo nie kochałam prócz niego. Gdybyś wiedział kto to taki!
„Ale zabijże ją przecie!“
Drzwi się otworzyły. Czas już był wielki. Konstanty wszedł. Na jego widok zbladła jeszcze bardziej. Cóż tam więc zaszło między nimi dwojgiem?
— Niema mnie w domu dla nikogo bez wyjątku, zapowiedziałem służącemu.
I jak tylko zostaliśmy sami, zamknąłem na zamek drzwi od pracowni, gdzie działa się cała ta scena, i klucze schowałem do kieszeni.
— Co się stało? zapytał Konstanty.
— Pani ma kochanka; czyś ty wiedział o tym?
Konstanty milczał. Podałem mu list Izy.
— Wiedziałem, odrzekł przeczytawszy.
— I znałeś jego nazwisko?
— Tak.
— Więc to dla tego nie chciałeś tutaj przychodzić?
Skinął głową twierdząco.
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/276
Ta strona została przepisana.