Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/29

Ta strona została przepisana.
VI.

Syn pani d’Anglepierre przybył do zakładu wieczorem dopiero, gdyśmy już spali, Nie myślę tu wyliczać nawału czarnych myśli, które poprzedziły sen mój owej nocy. Nazajutrz poznałem się z młodym wicehrabią. Od pierwszego wejrzenia stał mi się równie wstrętnym, wstrętniejszym może nawet niż Minati.
Przedstawcie sobie dziecioletniego panicza od stóp do głów pełnego urzędowej powagi. Ufryzowany starannie, d l’oiseau imperial; o dwóch płaskich kosmykach przylegających do skroni, przybierał poważne pozy, przejęte widocznie od szanownego papy, którego najkomiczniejszem był odbiciem w miniaturze. Małe to paniątko pachniało, zda się swem świeżem szlachectwem. Szlachectwo jego błyszczało, lśniło się dosłownie. Nader wyszukany w ubiorze, obciśnięty kołnierzykami jak prefekt na paradzie, sztywny jakby kij połknął powagę posuwał do wygłaszania sentencyj, a pychę do pomiatania drugimi. Patrząc nań, bez trudności odgadywało się rodzinę; czuło się z jak głupiej osobistości miał zaszczyt być poczętym, i widziało jak na dłoni, że zawodem jego będzie wysokie urzędowanie.