Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/307

Ta strona została przepisana.

prostsi śmiertelnicy radzą sobie w takim razie? Oto pracują i zapominają.
— Poco tu napróżno trudzić Konstantego? — mówiłem do p. Sitz’a — na co go odrywać od jego nawyknień? Czuję się zupełnie silnym, upewniam pana; czuję się nawet twórczo silnym. Zbudziłem się ze snu, nic więcej. Byłem rozkochany w ładnej dziewczynie, prędzej czy później musiało mi się to przytrafić; posiadałem, ją, a teraz umarła tak, że nie żałuję jej wcale. Jestże to nieszczęściem? Wrócę do dawnego trybu życia, jak gdyby nic nie zaszło, będę więcej z wami przestawał. Czyż już nie należę do waszej rodziny? Pańska córka wychowa moje dziecko ze swojemi. Będę mógł nawet pracować więcej; mając więcej swobody i czasu.
Zacny człowiek słuchał mię z całą uwagą; z czułością wpatrywał się we mnie, jak doświadczony lekarz, któremu ciężko chory pacjent chce wmówić że już wyzdrowiał, i który udaje jakoby wierzył temu, byle uspokoić biedaka aż do nowego napadu.
— Wszystko to prawda — powiedział — nie mniej wszakże zmiana miejsca zamieszkania konieczną mi się wydaje. Po każdym upadku należy pochodzić nieco, bodajby tylko dla przekonania się, że się nic złamanego w sobie niema. Jedź w każdym razie do Rzymu. Podróż ta pierwsza w twem życiu, może ci być użyteczną pod niejednym względem. Gdybym nie był tak stary i scho-