Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/314

Ta strona została przepisana.

zawdzięczali! — dodawał Konstanty. Dla nich nie byłeś nigdy przedmiotem szyderstwa. Wartość twoja wzmagała się jeszcze w ich oczach zupełną o niej nieświadomością tej istoty. Z ubolewaniem widzieli, że taki jak ty człowiek złączony jest z taką jak ona dziewczyną, oddając przez to hołd dobrowolny twoim zdolnościom, zaufaniu i nieskażonej godności twojej. Dziwna zaiste sprzeczność człowieczego serca! Ani jeden z tych ludzi w najwyższem nawet studyum swych zapałów nie byłby odmówił oddania ci z całą gotowością najtrudniejszej usługi, i to nie w rojdzaju zadość uczynienia za tajną krzywdę wyrządzoną tobie, ani nawet w celu stłumienia podobnym układem wyrzutów własnego sumienia; ale po prostu dla tego, że człowiek dopóty nie jest zupełnie zezwierzęconym, dopóty w najgwałtowniejszych nawet porywach namiętności, bezwiednie częstokroć pozostaje sprawiedliwym, w chwili właściwej odnajduje w głębi duszy uczucia szacunku, życzliwości, obowiązku dla tego, kogo uważał za swego rywala, za nieprzyjaciela swego, którym nareszcie walczył jakąkolwiek bronią.
W miłości, po za obrębem małżeństwa, istnieje fakt ciekawy i niezaprzeczony, którego kobiety nie domyślają się wcale. Ludzie dobrej woli, wierzący w możliwość udoskonalenia się kobiety, powinniby go im wykazać bezwzłocznie. Byłby to