szedłem do niego i przedstawiłem mu się, powołując się po prostu na znajomość naszych matek.
— Ja mam swoich przyjaciół, — odpowiedział oschłe, nie patrząc prawie na mnie. — I innych nie potrzebuję. Przyjaciół miewa się tylko między równymi.
Widocznie to małe oślę, powtarzało frazes zasłyszany. Dałem mu pokój, nie mniej wszakże nie umiałem sobie wytłómaczyć tego, com widział i słyszał wciągu tych dwudziestu czterech godzin.
Tymczasem matka nadeszła. Opowiedziałem jej wrażenia. By jej wszakże nie trwożyć zbytecznie, nic nie wspomniałem o bitwie wczorajszej, Domyśliła się od razu postępowania pani d’Angleplerre i zaleciła mi naturalnie nie zważać więcej na jej syna: wreszcie dodała:
— Jeżelibyś miał tu jakąkolwiek przykrość, moje drogie dziecko, powiedz, przeniosę cię na inną pensyę.
Ściśle biorąc, nie przytrafiło mi się jeszcze nic takiego, co by się każdemu innemu przytrafić nie mogło.
Co mnie wyłącznie przytrafić się miało, zaraz zobaczymy.