mego były więcej znane, naśladowane i cenione niż we Francyi. Wraz po przybyciu do Rzymu ujrzałem się otoczonym z oznakami najszczerszego podziwu i sympatyi najgorętszej przez wszystkich tych młodych wychowańców szkoły; dla których byłem już mistrzem, jakkolwiek nie znałem kursów officjalnych, które oni właśnie przechodzili, a bez których, jeśli wierzyć rutynicznym piastunom tradycyi, nie byłoby chyba zbawienia, od których niemniej zapalczywa młodzież wyzwolić się co najrychlej pragnęła. Wnieść się samouctwem! oto marzenie młodzieńczego wieku. Ja właśnie urzeczywistniłem to marzenie! Nie byłem niczyim następcą. Naśladowałem jedynie przyrodę: byłem oryginalnym nareszcie, rzecz nie mała w sztuce.
Przyjmowano mnie istnemi owacyami. Czy to szedłem zwiedzać dzieła sztuki, czy urządzałem wycieczki artystyczne, zawsze towarzyszyła mi liczna eskorta dobrowolnych uczniów, szczęśliwych że mają mię pomiędzy sobą. Oni sami zajęli się czynnie installacyą moją, sami wyszukali mi pracownię o warunkach hygienicznych, w punkcie najodpowiedniejszym, na placu del Popolo, w przekonaniu, że dom mój od razu stanie się zogniskowaniem studyów, postępu i intelligentnych rozrywek. Zaklinali mię bym osiadł w Rzymie, zapewniając, że sam jeden mógłbym całą Akademię co ich tchu pozbawiała, do której w istocie rok rocznie tyle szlemy nadziei, a która nam w zamian tyle zawodów oddaje. Nie tworząc właściwie przeciwnego
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/322
Ta strona została przepisana.