Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/323

Ta strona została przepisana.

obozu, mogłem słać się przykładem, zachętą, wszyscy w rezultacie mogli skorzystać z mojej podróży.
Konstanty czuł się niezmiernie zdziwionym widząc się przyjacielem tak niepospolitego człowieka. Pośpieszyłem go przedstawić młodym mym kolegom jako syna Tomasza Ritz’a, któremu zawdzięczam całą moją wiedzę, o tem wszakze znanem nazwisku, pominąwszy parę zwykłych w podobnym razie komplementów, odzywali się półgębkiem zaledwie. Gdyby nie obecność syna, te zapalone, samowolne głowy prawdopodobnie nie najlepiejby się o ojcu wyraziły. Konstanty więc był uderzony różnicą, jaka zdawała się istnieć pomiędzy mną i Tomaszem Ritz’em, Nie uczuł wszakże najmniejszej urazy, przeciwnie począł się obchodzić ze mną z niejakiem; poszanowaniem. Poczynał pojmować teraz ciche szczęście i spokojną naszą sławę, i jeśli nie pożałował, że sam wybrał inne rzemiosło, ubolewał otwarcie, bez cienia wszakże zawiści, że rozgłos podobny mojemu nie skupiał dokoła niego, za prostem wymienieniem nazwiska owych objawów natychmiastowej a tak wzruszającej sympatyi, której refleks jedynie dostawał się jemu.
Łatwo pojąć, jak wielce posiłkowemi były dla mnie zrazu takie tryumfy miłości własnej, rozumni, biegli ludzie oceniali mię sprawiedliwie, i sława teraz miała mię pomścić za miłość. Tem gorzej dla owej kobiety, co nie widziała, ani nie słyszała nic z tego, wszystkiego, co mogła mię