Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/325

Ta strona została przepisana.

liśmy się, raczej jak ci co się żegnają na wieki, niż jak ci co parę tygodni pozostać mają rozłączeni, ostrożność taka nigdy nie zawadzi przy rozstaniu z przyjacielem, i gdy statek uwożący Konstantego znikał powoli w oddalonym widnokręgu, ja wróciłem do Rzymu drogą wijącą się po przez zielone łąki, falujące miękko, usiane lasem sosnowych gajów, gdzie przysadziste a potężne dzikie wały, leżąc pod olbrzymiemi drzewami zdala, w nieruchomości swej, zdają się pojedynczemi odłamami skały, oderwane! potężną jakąś siłą od gór widniejących w oddali.