Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/348

Ta strona została przepisana.

I któżby uwierzył, że jeden błąd kobiety do mózgu mężczyzny rzucić może zamęt taki? Ah! ja cierpiałem, przysięgam!. W rzadkich chwilach przytomności pojmowałem dobrze, że powodem wszystkiego była bezczynność mojego umysłu, nawykłego od lat wielu do pracy, do dociekań, do twórczości czynnej, teraz zaś, od kilku już miesięcy skazanego na nieużyteczne krążenie około jednej, wyłącznej myśli. Wtedy, począłem wyszukiwać nowej karmi dla tego zgłodniałego umysłu. I wiecież co znajdowałem? Oto najdziksze, najszaleńsze pomysły przychodziły mi do głowy, jako jedynie możliwe: zamachy, pożogi, gwałty! Być Brutusem, Erostratem, albo Tarkwiniuszem! Niechęć do życia spożytkować, wreszcie na jaką zbrodnię niesłychaną i nie mogąc się już wsławić talentem, potwornością zasłynąć. Jeżeli wam się zdarzy widzieć człowieka nawiedzonego wielką boleścią, jak kryje się i usuwa w cień samotny, możecie twierdzić na pewno, ten nieszczęsny na prostej drodze do szaleństwa stoi. To już tylko kwestia czasu.