raczej dowodem tchórzostwa niż odwagi, i innych tym podobnych wiadomych ci komunałów. Powiem ci tylko jedno: Czy matka twoja cierpiała na równi z tobą? Tak, więcej sto razy. Czy odebrała sobie życie? Nie. Czy nie wychowała ciebie, dziecko swoje, pomimo nędzy, opuszczenia, pomimo rozdzierających wspomnień, pomimo zniewag i hańby, pomimo wstydu? Czy dziecko twoje pozbawione, właśnie jak ty kiedyś, jednego z przyrodzonych swoich opiekunów, nie potrzebuje cię teraz podwójnie, jak ty sam podwójnie potrzebowałeś kiedyś twojej matki? Oto kwestia najważniejsza. Ty nie masz prawa umierać.
„Mogę cię zastąpić przy twoim synu, powiadasz, i skądże wiesz o tym? I dla czego masz narzucać mnie, obcemu, obowiązek od którego sam się chcesz uchylić? Niezawodnie, jeślibyś poległ mężnie w walce z życiem, na pobojowisku ogólnem, ugodzony w pierś waleczną niezawodnie dziecko twoje stałoby się moim dzieckiem i wychowałbym je w czci synowskiej dla pamięci nieustraszonego ojca. Ale tak, skoro uciekasz z pola bitwy, skoro uchodzisz do nieprzyjaciela i stajesz pod wrogie sztandary, cóż chcesz bym mu powiedział później i jakim przykładem dla niego stanie się dzisiejsza twoja małoduszność, gdy sam będzie musiał kiedyś walczyć i zwyciężać?
Ileż to razy słyszałem cię, i słusznie, złorzeczącego temu, co cię opuścił niegodnie, a przecież mogłeś jeszcze liczyć na matkę i na niej polegać!
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/362
Ta strona została przepisana.