do córki. Dla okazania się swobodną, jakkolwiek od dawną nawykła umieć się znaleźć w każdym położeniu, poprawiała przed zwierciadłem, nieład ubrania, zmiętego trochę wskutek przejażdżki w powozie. Zresztą, powierzchowność wcale arystokratyczna, przy sukni popielatej jedwabnej, upiętej kokardami z czarnego aksamitu, i pomimo kosztownych pierścieni świecących się na wszystkich palcach.
Tego rodzaju matki rzadko bywają tak dystyngowane.
— Dobry wieczór, drogie dziecko; jakże mi się miewasz? — rzekła do mnie; hrabina tonem macierzyńskim, jak tylko lokaj drzwi i zamknął za sobą, tak właśnie jak gdyby nie wiedziała o niczem co zaszło między mną a jej córką, albo jak gdyby to było dla niej rzeczą tak dalece przewidzianą, że ani jej się dziwić, ani o niej nawet pamiętać należało.
Niemniej uczułem się zmieszanym prostotą tego przyjęcia.
— Dziękuję pani; zdrów jestem zupełnie — odrzekłem kłaniając się wzajem.
Nie było sposobu postąpić inaczej.
Poczęła znowu:
— Dawno przyjechałeś?
— Dziś rano.
— Przepędziłyśmy cały dzień na wsi i wróciłyśmy ledwie przed chwilą. Iza zaraz nadejdzie. Poszła się przebrać. Była dosłownie kurzem okryta.
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/381
Ta strona została przepisana.