Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/382

Ta strona została przepisana.

Straszliwy bo wiatr dmie w polu. Przybywasz wprost z Rzymu?
— Tak, pani.
— Już blisko czterdzieści lat jakem była w Rzymie z ojcem moim. Byłam wtedy młodziutka. Czy wracasz do Paryża na stałe?
— Sam jeszcze nie wiem.
— Pracowałeś tam dużo?
— Bardzo mało.
Słowo w słowo.
Byłbym ją może zapytał nareszcie czy drwi sobie ze mnie, gdy jedne z drzwi otworzyły się wcale rezolutnie.
— Otóż i córka! — zaanonsowała hrabina.
I powstawszy, usunęła się na stronę, niby dama dworska przed swoją królową.
Nie trudno zgadnąć co się działo w piersi mej i w głowie.
Iza przeszła przez pokój i powitała mię lekkim skinieniem głowy, z odcieniem uśmiechu, w milczeniu wydała mi się wyższą niż dawniej; dlatego może, że chodziła zuchwałe podniesionem czołem. Zresztą, była olśniewającą piękną, w pełnym rozkwicie, w pełnym rozwoju. Tylko nie wiem jaka niebywała przedtem cecha wpłynęła na ogólny jej wyraz; prawdopodobnie nowe to życie tak się odbijało w całej jej postaci.
Wyglądała na swój portret raczej niż na siebie samą. Obecny jej obraz zdawał