Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/385

Ta strona została przepisana.
XX.

Dała mi znak żebym usiadł, sama zaś siadła naprzeciw z drugiej strony stołu, który tym sposobem nas przedzielał i zaczęła się bawić nożem do rozcinania kartek, eleganckim cackiem o jaspisowym trzonku, o złoconej, granatami wysadzonej osadzie, o stalowym ostrzu, inkrustowanym złotem.
Czy to dla dodania sobie kontenansu?
Czy może po prostu żeby mieć broń w ręku.
Sądziłem, że ust otworzyć nie zdołam. Była chwila dziwnie głupiego obustronnego milczenia. Przerwała ją pierwsza:
— Czemu mam przypisać pańskie, zupełnie zresztą, przewidziane odwiedziny?
— Przewidziane?
— Przewidziane.
— Ponieważ?
— Ponieważ po liście otrzymanym w Rzymie, wedle wszelkiego podobieństwa musiałeś pan spieszyć do Paryża.
— To pani ten list pisałaś?
— Toja go kazałam napisać.
— I dlaczegóż go pani napisać kazała?
— Dlatego, żeby ci otworzyć oczy na postępowanie przyjaciela, jak on ci otworzył na postępowanie twojej żony,