Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/390

Ta strona została przepisana.

nie będzie wiedział, że to ja, i na jeden dzień, na jedną nocą, na jedną chwilę, jak zechcesz, będę twoją, twoją całkowicie, twoją dawną Izą, rzeczą twoją, psem twoim zgadzasz się? Bo ja się zgadzam.
— Inaczej, moja żona będzie moją, metressą?
— Słowa tutaj nic nie stanowią.
— A kiedy zaczniemy to nowe istnienie?
— Kiedy zechcesz. Zaraz?
— Zabierzesz mię od jutra?
— Po co masz się fatygować?
— Tutaj?
Zawahała się chwilkę.
— Jak król nadjedzie — szepnąłem, jak gdyby biorąc udział w tych dzikich rachubach.
— Mówiono ci...? Nie ma obawy. A zresztą, co mi tam, dziś jestem bogata. Zaczekaj tutaj chwileczkę. Oddalę służbę; ale będzie w musiał odejść przede dniem. Czekaj, wnet ciebie zawołam.
I na ustach moich uczułem jej usta, zarazem palące i zimne, usta odpowiednie ciału nie mającemu nigdy duszy.
— Szaleję za tobą! — wyszeptała.
I znikła za drzwiami.
O dziecku ani słowa!
Siedziałem jak ogłupiały, kilkanaście minut, następnie jak ciche tchnienie dobiegło to jedno słowo.
— Chodź!
I wstąpiłem w ohydne gynecum, wyściełane od góry do dołu; miękką kryjówkę z atłasu i pu-