Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/41

Ta strona została przepisana.

spoczynku znajdowałem całą pościel zmoczoną. I komuż przypisać winę. Czułem cios lecz nie widziałem ręki. Skarżyć się? Duma nie pozwalała mi na to. Milczałem.
W Jadalni, pod rozmaitemi pozorami, usunięto mię na szary koniec. Zwyczaj był, że uczniowie nakładali sobie sami na talerze. Półmiski więc dostawały się do mnie próżne, albo prawie próżne. Upominałem się u służącego, gdy byłem głodny; najczęściej wszakże wstano od stołu nim ten wypełnił moje żądanie; a zresztą i jego za pomocą małych datków, spiskowi przeciągnęli na swoją stronę. Śniadanie więc moje, a i obiad często, składały się z kawałka chleba i szklanki wody. Rozumie się, że gdym pracował w ogródku kamienie latały koło mnie, i że w poniedziałek wracając od matki znajdowałem pracę moją zniszczoną przez tych, co zostając w niedzielę mieli poruczone sobie od kolegów dalsze prowadzenie wojny, nawet w czasie niebytności mojej.
Mógłbym był opuścić pensję; ale zdawało mi się, że wszędzie znajdę to samo, a przytem nie chciałem narażać na stratę matki, która za mnie zapłaciła za kwartał z góry. Walka nie ustawała ani na chwilę niepokojąc mię od świtu, a i w nocy nie dając wytchnienia. I zasypiałem i budziłem się z trwogą w duszy. Ustawicznie musiałem się mieć na baczności. Charakter mój i zdrowie psuły się. Stawałem się podejrzliwy, niespokojny, zły. Czułem potrzebę zemsty, która, pomijając wszystko właści-