Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/74

Ta strona została przepisana.

przyjaciela, który tak usilnie prosił o pozwolenie czuwania nad nim, że w końcu mu je udzielono. Jeżeli szkoła przedstawia nam przykłady dzikich nienawiści, w rodzaju tej, jakiej byłem ofiarą, przedstawia również wzory owych nieokreślonych uczuć przywiązania, dla których trudno wynaleźć jakąś nazwę techniczną, a które w tym wieku pośrednim, gdy człowiek uczuwa już potrzebę kochania po za obrębem rodziny wachają się, bezpłciowe że tak powiem, między miłością i przyjaźnią. Takie przywiązanie łączyło tak ściśle to dziecko z tym młodzieńcem, że gdy pierwsze umarło, drugi opuścił zakład, i zaledwie powietrze rodzinnego kraju zdołało go wyleczyć z tęsknoty i żalu. Co do mnie, dowiadując się o wszystkiem doznałem prawdziwych wyrzutów sumienia. Czyż nie uderzyłem kiedyś w twarz Andrzeja? Czyżem go przez to nie narazi na utratę krwi? A może właśnie owej krwi tylko brakło do ocalenia mu życia, ponieważ zmarł z braku krwi! Obawy moje zwierzyłem księdzu Olette.
Ten mię uspokoił; wszelako w modlitwach, które słałem w niebiosy gotując się do przyjęcia komunii, nie jedna uleciała za mego pierwszego wroga, z duchem którego miałem się spotkać w przyszłości; bo zaprawdę jego to duch odnalazłem później w przeciwniku, albo raczej w przeciwniczce nierównie groźniejszej od niego.
Komunię przyjąłem z wiarą, a raczej z zachwytem głębokim, wiara bowiem jest owocem doj-