brakło czegoś z dobrze mi znanych przedmiotów w naszym saloniku.
— Gdzie nasz zegar, mamo, — spytałem nagle.
Zegar ten był jednym zbytkownym przedmiotem sztuki, w posiadaniu matki mojej. Jak tylko zapamiętam, widziałem go zawsze na tem samem miejscu, i brak jego uderzył mię odrazu, dziś tembardziej, bom właśnie przed chwilę zauważył zupełnie podobny u p. Ritz’a: zegar to był w stylu Ludwika XIV, o bronzach delikatnie cyzelowanych, przedstawiających u podstawy trzy parki, na szczycie zaś czas z tradycyjną kosą.
Był zepsuty, — odpowiedziała matka: — oddałam go do naprawy.
Sam nie wiem czemu nie uwierzyłem w szczerość tej odpowiedzi, ja przed którym matka nigdy nie skłamała, i wróciłem do p. Ritz’a mocno zafrasowany zniknięciem zegara. Było właśnie lato. Pora zwana powszechnie złym sezonem. Nadchodził nowy kwartał, a z nim termin opłaty za mnie w zakładzie; czyżby matka widziała się zmuszoną sprzedać ów zegar, zabytek szczęśliwszych czasów, dla zaspokojenia p. Fremin? Trudno odgadnąć? boć ona mi tego nie powie. Byłem więc dla niej ciężarem nad siły. Oparte na domysłach jedynie, przypuszczenie to stało się dla mnie ciężką i gorzką pewnością; dziś jeszcze postanowiłem coś obmyśleć.
Toż w końcu miałem już trzynaście lat. Czu-
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/83
Ta strona została przepisana.