jąc się doić mocnym w historji, łacinie, grecczyźnie, matematyce, mogłem sam prowadzić niedokończone studya, wstępując przytem na nową drogę, w której widziałem przyszłą karyerę, a gdzie matka nie będzie potrzebowała płacie za mnie, tylko mię żywić i przyodziewać do czasu, gdy sam pocznę zarabiać na życie a miałem nadzieję, że to niezadługo nastąpi. Skoro po tem niespodziewanem postanowieniu stanąłem znów w pracowni p. Ritz’a i uważnie przyjrzałem się jego dziełom, zdało mi się że wprędce dorównać mu potrafię. Było to wszystko, czego mogłem pożądać natenczas, dzieła te bowiem przynosiły ich twórcy trzydzieści do czterdziestu tysięcy franków rocznego dochodu.
W rzeczy samej nie było to zbyt trudnem P. Ritz czuł głęboko i gorąco kochał sztukę; pojmował piękno, szukał go, pożądał, brakło mu wszakże tej świętej iskry, co zstępuje tajemnicza, niewiadoma, ogniem natchnienia rozpłomieniając wybrańców duszę. On sam wiedział o tem dobrze, cierpiał nad tem i w późniejszym czasie zwierzył mi się nawet ze smutkiem i zniechęceniem, które tłumił w sobie. Niema, sądzę, dla artysty bezmierniejszej boleści, jak przeczuwać, chcieć i nie módz tworzyć wielkich rzeczy.
Obdarzony nadzwyczajną łatwością rylca, p. Ritz zdobył sławę w tym świecie arystokratycznym, który powierzchownie tylko i szybko ocenia.
Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/84
Ta strona została przepisana.