Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/9

Ta strona została przepisana.
I.

Pochodzę z mniej niż nieznanej rodziny. Słowo rodzina wymaga niejakiego objaśnienia. Moją rodzinę stanowiła matka. Mam wszystko od niej: urodzenie, wychowanie, nazwisko, dotąd bowiem nie znam jeszcze mego ojca. Jeżeli żyje, dowie się z dzienników, jak wszyscy, o mojem aresztowaniu, i ucieszy się zapewne, że nie dał swego nazwiska dziecku, któreby go kiedyś zmusiło zasiąść na ławach sądu kryminalnego, przypuściwszy naturalnie że los mój nie byłby odmiennym, gdyby on się zajmować nim raczył.
Aż do dziesiątego roku życia chodziłem dość przykładnie do szkółki, utrzymywanej przez niejakiego starowinę, a mieszczącej się w domu przytykającym do naszego, na dole. Tam się nauczyłem czytania, pisania, nieco arytmetyki historji świętej i katechizmu.
Z nadejściem dziesiątego roku matka postanowiła oddać mię na pensję ze wszystkiem, wyżej ceniąc przyszłą korzyść moją nad swoje szczęście obecne; boć rozłąka ze mną musiała być straszną dla kobiety, co mnie jednego miała kochać na świecie.
— Nie masz ojca, — rzekła do mnie w owym