— Kto smie tak silnie kołatać do drzwi królowéj Szkocji! zapytała Marja Seyton.
— Ja, lord Lindsay, odpowiedział głos chropowaty i mocny, gdy tymczasem drzwi jeszcze gwałtowniéj wstrząśnięte, omal z zawiasami nie wystąpiły.
— Jeżeli w istocie jesteś lordem Lindsay, odparła Marja Seyton, to jest szlachcicem i prawym rycerzem, zaczekasz pozwolenia królowéj, aby wejść do niéj.
— Zaczekać! rzecze lord Lindsay; czekać?... lord Liudsay nie czekałby ani minuty, gdyby we własnéj przychodził sprawie; a tém bardziéj kiedy stoi tu jako wysłannik rejenta, i oddawca rozkazu Rady Tajnéj. Otwórz więc, albo na Boga przysięgam..... drzwi wysadzę.
— Milordzie, ozwał się zcicha proszący głos Melvila bądź cierpliwy; lord Ruthwen jeszcze nieprzebrał się a bez niego nic działać nie możemy.
Strona:PL Dumas - Stuartowie.djvu/290
Ta strona została przepisana.