Strona:PL Dumas - Stuartowie.djvu/307

Ta strona została przepisana.

— Przypuśćmy że zezwolę na wasze warunki, odpowiedziała z szyderczym uśmiechem królowa, jakąż dacie mi rękojmię, że waszych przyrzeczeń wierniéj dochowacie niż pierwszych?
— Nasze słowo i nasz honor, odpowiedział Lindsay.
— Ta rękojmia, milordowie, zdaje mi się bardzo słabą, odpowiedziała Marja; czynie mięlibyście na dodatek jakiéj drobnostki, aby jéj wiatr nie uniósł jak pierwszą!
— Dosyć! dosyć! wykrzyknął Lindsay, kiedy tymczasem ognista czerwoność jak płomień rozlała się po marmurowej twarzy Ruthwena. Następnie odwrócił się do swojego towarzysza i rzekł: Ruthwenie powracajmy do Edymburga, i niech się z tą kobietą dzieje wola Boża.
— Milordowie! zawołał Melvil, milordowie zaklinam was, nieoddalajcie się w ten sposób; pozwólcie mnie mówić; pozwólcie