królewska nie może zachować tego nabiegu krwi i skaleczenia aż do dnia, kiedy ją pokaże mojemu ludowi z okna mojego pałacu Holyrood. Zresztą, to jest wszystko, czego panowie żądaliście odemnie, rzekła dalej Marja:
A więc żegnam was, milordowie, czyli raczéj do widzenia; spodziewam się, że to będzie w czasie i miejscu, kiedy swobodniéj wynurzyć wam będę mogła uczucia jakiemi przejęliście mię panowie.
To mówiąc, podała Melvilowi drugą rękę, którą on z uszanowaniem ucałował, i odeszła z Marją Seyton do przyległéj komnaty.
Dwaj posłowie oddalili się także, ale smutni i niezadowoleni z obrotu rzeczy; wprawdzie otrzymali podpisy, które były celem ich posłannictwa, jednakże nieukrywali przed sobą, że to było przy pomocy środków przechodzących zbytecznie
Strona:PL Dumas - Stuartowie.djvu/317
Ta strona została przepisana.