Strona:PL Dumas - Stuartowie.djvu/414

Ta strona została przepisana.

— Jerzy, wołała Marja, na imię Nieba nie opuszczaj mię!
Lecz nieulękły młodzian zbyt długo zatrzymany, pobiegł całym pędem, ile koń pobiedz wydołał, w miejsce, gdzie drożyna tak była wązka, że mógł sam bronić przejścia, i ująwszy silnie włócznię oczekiwał natarcia.
Ale królowa zamiast pójść za radą Jerzego, pozostała niewzruszona na swojem miejscu, z wlepionemi oczyma w tę nierówną i śmiertelną walkę, jednego przeciwko pięciu. Nagle promień słońca błysnął nad walczącemi, i spostrzegła na tarczy jednego z nieprzyjaciół, zakrwawione serce, będące herbem Douglasów. W ówczas, opuszczając głowę i wznosząc ręce w niebo, zawołała:
— Panie! oto ostatni cios, Douglas przeciwko Douglasowi, brat przeciwko bratu.