dłużéj wstrzymać swych łez i oparłszy się na ramieniu lorda Herris, w głos płakać zaczęła. W ówczas czcigodny kapłan zbliżył się do niéj, i złożywszy ręce:
— Pani, rzekł do królowéj, to jest przeczucie zesłane z Nieba. Wysłuchaj prośby twoich wiernych poddanych: albo jedź z niemi, albo nie jedź bez nich.
Te wyrazy zamiast ją skłonić, przywołały pierwsze uczucia; bo wstydziła się swojéj słabości.
— Mój ojcze, odpowiedziała, płaczę nie zbojaźni lecz z boleści. Nigdy nie powątpiewałam, a teraz mniéj jak kiedykolwiek, o szczerości méj siostry. Lecz trzeba rozstać się z mojemi dobremi przyjaciółmi i to serce mi rozdziera.
— Ta szczerość, o któréj nie wątpisz, odrzekł kapłan, to dobre przyjęcie, którego się spodziewasz, objawiają się w tém, ze pozbawiają cię twoich najwierniejszych
Strona:PL Dumas - Stuartowie.djvu/423
Ta strona została przepisana.