dwie sylfidy, dwa cienie, które znikały na końcu galeryi. Tylko przy jego drzwiach, jako jedyny ślad przejścia dwóch pensyjonarek, leżał bukiet fijołków, który przed chwilą widział u piersi Konstancyi.
Roger podniósł bukiet natychmiast i okrył go tysiącznemi pocałunkami; ponieważ zaś w téj chwili dały się słyszeć kroki jego ciotki, która w przekonaniu, że przyszedł już do siebie po wzruszeniach religijnych, przyszła wziąć go na śniadanie, ukrył śpiesznie bukiet w zanadrze i pobiegł na przeciwko saméj przełożonéj.
Nic nie dodaje tak odwagi jak powodzenie. Roger widział zdaleka Konstancyją i był od niéj widziany. Roger miał na sercu bukiet, który ona miała u swoich piersi; było to więcéj niż się mógł na początek spodziewać, a jednak było to dlań jeszcze za mało. Roger chciał zbliżyć się do niéj, mówić z nią: czekał więc pierwszéj sposobności, gotów natychmiast z niéj
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/113
Ta strona została skorygowana.