mując się za każdém skrzypnięciem łóżka. Nareszcie jego nogi dosięgły podłogi; wsparł się o mur, i zaczekał jeszcze chwilę. Chrapanie dawało się słyszéć w całéj swojéj okazałości. Wszystko szło dobrze. Wtedy zbliżył się z wyciągniętemi rękami po ciemku aż do krzesła, na którém leżały suknie, przeniósł je na swoje łóżko i tam rozpoczął toaletę, którą ukończył bez przeszkody. Na koniec, przekształciwszy się już zupełnie, otworzył drzwi jak tylko mógł najciszéj, zamknął je za sobą tak samo, nadstawił ucha dla przekonania się, czy te wszystkie poruszenia nie obudziły ze snu jego nauczyciela, zszedł na dziedziniec i śmiało zapukał do izdebki odźwiernego.
— Jestem ksiądz Dubuquoi, nauczyciel pana kawalera d’Anguilhem. Pan kawaler zasłabł bardzo, i idę po doktora.
Odźwierny napół śpiący, poznał przez okienko, ubiór księdza i otworzył drzwi
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/146
Ta strona została skorygowana.