Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/149

Ta strona została skorygowana.

dopiéro za dwie godziny, kazał gospodarzowi zamówić dla siebie miejsce.
Około południa statek odpłynął, ciągniony przez cztéry silne konie, które szły nad brzegiem krokiem o ile być może najśpieszniejszym, tak, że Roger przez cały dzień winszował sobie, że obrał ten sposób podróżowania. O trzeciéj, zatrzymano się w Tours na obiad, lecz bawiono tylko dwie godziny i do saméj nocy statek płynął z równą szybkością. Na zapytanie Rogera, jak płynąć będą podczas ciemności, właściciel odpowiedział, że nazajutrz rano będą w Langeais na śniadanie: zaspokojony tą obietnicą Roger otulił się w płaszcz, położył na ławie i zasnął.
Lecz, że pomimo wszelkich ostrożności, Roger nie był bez obawy, przeto sen jego nie był spokojny. Zdawało mu się, że widzi nad brzegiem dwóch jeźdźców, w których poznał swojego ojca i księdza Dubuquoi; jeźdźcy ci ujrzawszy statek po-