Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

śniło; lecz w ręku miał bukiet, który otrzymał od Konstancyi. O! tą rażą, istotnie jéj cień, wywołany z grobu cudem miłości, ukazał się jego oczom.
Była to wilija dnia w którym Roger miał powrócić do Amboise; lecz czy w Amboise, czarujące widziadło będzie śmiało ukazywać mu się, pośród tych ludzi czarno ubranych? Zresztą, powrócić, niebyłoż to okazać się nieposłusznym rozkazom istoty, którą tak kochał?
Lecz jak cofnąć postanowienie tak publicznie powzięte? Jak, opierając się dotąd wszystkim naleganiom rodziców, samemu przedłużyć teraz pobyt w Anguilhem? Było to niepodobieństwem, co większa, byłoby śmiesznością.
Dzień upłynął przeto śród wzajemnego przymusu. Baron, jak zawsze, zdawał się zgadzać z stanem rzeczy; lecz biédna matka nie traciła z oczu syna; widocznie obawa odmównéj odpowiedzi, wstrzymy-