Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

kawalera, o ukazanie się Konstancyi. Dla tego téż prośba ta została wysłuchaną.
Tą razą znowu, obraz, jak dwóch dni poprzedzających, usunął się, białe widziadło ukazało się. Roger wydał okrzyk radości.
— Tak, to ja, — rzekł cień, — ja, przybywam cię pożegnać. Bądź zdrów przeto, usłuchałeś rozkazów Najwyższego. On ci to nagrodzi, spodziewam się. Żegnam cię, żegnam.
I gdy wymówiwszy te słowa, cień znikał, zdawało się Rogerowi, że usłyszał dwa lub trzy łkania źle przytłumione, które dowodziły, że to nowe rozłączenie równie przykrém było zmarłéj, jak i żyjącemu.
— O! nie, nie, — zawołał Roger, wyskakując z łóżka; — o! nie, żadnego pożegnania! O! gdybym wiedział, że cię już nigdy ujrzéć nie mam, Konstancyjo, Konstancyjo! ja bym oszalał.