baronowa nie mogła rozłączyć się z synem, jéj biédne serce rozdzierało się śród łkań i przeklinała w głębi duszy spadek, który wydzierał jéj dziecko. Ksiądz Dubuquoi spoglądał na to wszysko z okna wieżyczki i dawał znaki chustką.
Nareszcie baron wziął syna za rękę i prowadząc go do konia:
— Daléj, odważnie, mój synu, — rzekł doń, — nie zapomniéj, że masz ośmnaście lat, a tém samém jesteś już mężczyzną.
Roger wsiadł na Krysztofa, który zwiesiwszy łeb i ogon, zdawał się podzielać powszechny smutek; lecz baronowa rzuciła się jeszcze raz ku niemu, wyciągając obie ręce, które Roger okrył pocałowaniami. Nareszcie baron oderwał żonę od tych uściśnień bez końca, i zbierając całą moc duszy:
— Odjeżdżaj już, — zawołał, — rozkazuję ci.
Roger usłuchał i oddalił się. O sto
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/236
Ta strona została skorygowana.