Ta strona została skorygowana.
rzyć w moje przyszłe szczęście, i obawiam się zawsze aby mi cię nie wydarto...
— Ciebie to raczéj, nie zobaczę może już nigdy; jedziesz do Paryża, tam łatwo mnie zapomnisz.
— Ja! zapomiéć ciebie, Konstancyjo! O! nigdy, nigdy. Gdybym ja tylko tyle miał się obawiać z twojéj strony ile ty z mojéj, byłbym bardzo szczęśliwy.
— A czegóż masz się obawiać z mojéj strony?
— Czego mam się obawiać, Konstancyjo? obawiam się, abym nie przegrał sprawy, i aby wtedy wice-hrabia nie cofnął słowa i nie wydał cię za margrabiego de Croisey.
— Niczyją nigdy nie będę, tylko twoją Rogerze, — odrzekła Konstancyja.
— Przysięgnij mi więc, że nie pójdziesz za mąż, chyba gdybym cię sam zwolnił z twojéj przysięgi.
— Przysięgam ci.