Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

niając arystokratyczném poruszeniem psy i żebraków zatrzymujących się przed bramą pałacu; lecz gdy spostrzegł, Rogera, podniósł z uszanowaniem rękę do kapelusza, z tym instynktem, który oznajmia lokajowi, że ma do czynienia z szlachcicem, i zapytał go co rozkaże. Roger odpowiedział że pragnął się widziéć z panem margrabią de Cretté; wówczas szwajcar zawołał na jednego z lokai znajdujących się przy koniach, który znowu zawołał wysokiego drągala wygalonowanego na wszystkich szwach, i ten wprowadził kawalera do wytwornego salonu położonego na dole, i wychodzącego z jednéj strony na dziedziniec, z drugiéj zaś na ogród.
W chwilę potém, sześciu młodych panów świetnie wystrojonych, z hałasem zeszło wielkiemi schodami, przeskakując po cztéry stopnie na raz. Jeden z nich udał się ku salonowi, pięciu zaś pozostałych rozproszyło się po dziedzińcu, bie-