odrzekł margrabia, — jestem na jego usługi teraz i zawsze. Zechciéj więc pan powiedziéć mi, czemu winienem zaszczyt jego wizyty.
Tym kilku słowom towarzyszył ukłon pełen grzeczności.
— Panie margrabio, — rzekł kawaler, przybywam do niego pod protekcyją pana d’Orquinon, pańskiego przyjaciela, jeżeli się nie mylę i chciałem wręczyć panu list od niego.
— Nie mam honoru znać osobiście pana d’Orquinon, — odrzekł margrabia; — lecz był on, o ile sobie przypominam, jednym z najściślejszych przyjaciół mojego biédnego ojca, który nieraz wspominał o nim.
— No, no, — rzekł po cichu Roger, — margrabia kocha swojego ojca, nie będzie bardzo żartował ze mnie.
Następnie, gdy margrabia de Cretté otwierał i czytał list, Roger przypatrzył mu się dokładnie.
Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/254
Ta strona została skorygowana.