Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

odrzekł margrabia, — to jest bijąc oberżystów, ćwicząc lokai, zastępując drogę przechodzącym, co wszystko byłoby bardzo dobre, gdyby pojedynki nie były zakazane i tak surowo dochodzone. Odważni, zresztą; pod tym względem nie ma im nic do zarzucenia.
Roger postanowił korzystać z tego objaśnienia. Panowie Kollińscy weszli właśnie do wielkiéj sali oberży, i z obu stron oddano sobie grzeczny ukłon. Lecz zaledwie zamieniono piérwsze grzeczności, margrabia de Cretté, za którego przykładem poszła reszta towarzystwa, wstał, zapłacił gospodarzowi, i wyszedł wraz z swemi współbiesiadnikami.
Schodząc ze schodów, Roger usłyszał panów Kollińskich śmiejących się głośno, i wyrazy kokarda zielona obiły się kilka razy o jego uszy. Powiedzieliśmy, że Roger miał kokardę zieloną na ramieniu; ozdoba ta była w bardzo złym guście,