Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/289

Ta strona została skorygowana.

— Skoro tak, margrabio, będę rzucał piłki tego pana, — rzekł Kolliński przechodząc na stronę Rogera.
Roger spojrzał na margrabiego de Cretté pytającym wzrokiem, na który margrabia odpowiedział znaczącém spojrzeniem.
— I słusznie pan uczynisz, jeżeli tylko ten pan pozwoli, — rzekł margrabia de Cretté.
— Tak, lecz nie pozwolę, — rzekł Roger z nieznaczném biciem serca, postępując jednak kilka kroków ku panu Kollińskiemu.
— Aha, — rzekł Węgier, — to ten jegomość z zieloną kokardą; dla czego nie masz swojéj kokardy, mój przyjacielu?
Rogerowi uderzyła krew do głowy; stał jednak jakby przykuty do miejsca. Chciał odpowiedziéć panu Kollińskiemu, lecz język nie był mu posłuszny.
— Pan d’Anguilhem nie ma zielonéj