Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

rzem, zmuszonym codziennie walczyć nie tylko przeciwko ludziom, ale i przeciw igraszkom żywiołów; jeden raz tylko, wkrótce po ich pobraniu się, baronostwo zwiedzili port morski.
Było to w Brescie; zapragnęli użyć przejażdżki morskiéj, lecz zaledwie wypłynęli na środek zatoki, powstał wicher tak gwałtowny, że barka, w któréj znajdowali się, ze sto razy o mało co nie zatonęła, i cudem prawie dostali się do portu. Od tego czasu, pani d’Anguilhem, która jakkolwiek wieśniaczka, miała nerwy równie drażliwe jakby była paryżanką, nie mogła słuchać o morzu; widziała bez ustanku przy świetle błyskawic i huku piorunów, swojego biédnego kawalera miotanego wiatrem, zagrożonego przez bałwany, które co chwila gotowe były pochłonąć go; tak, że skoro tylko baron, po tysiącznych przygotowaniach, dotykał tego przedmiotu, baronowa zaczynała