Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/318

Ta strona została skorygowana.

— Gdy się pomaluje na nowo drzwi i okiennice...
— Gdy to wszystko ożywione będzie w dzień pięknemi karetami i końmi.
— A w nocy uilluminowane rzęsistém światłem...
— Dalibóg, będę miał jeden znajpyszniejszych pałaców w Paryżu, — rzekł Roger.
— Za pozwoleniem, — rzekł nieznajomy, — chciałeś pan zapewnie powiedziéć, że ja będę miał jeden z najpyszniejszych pałaców w Paryżu.
— Bynajmniéj, nie mówiłem o panu, lecz o sobie.
— Lecz któż pan jesteś?
— Jestem krewny pana de Bouzenois.
— A ja jestem jego pasierb, mój panie.
— Jakto, to pan jesteś Indyjaninem?
— A pan prowicyjonalistą?
— Mój panie, — rzekł Roger, — wyrażenie nie jest grzeczne; przybywam z prowincyi, to prawda, lecz nie jestem dla