Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

— Można wejść, — rzekł d’Anguilhem.
Drzwi otworzyły się zwolna, i osoba, która zapukała, weszła.
Był to człowiek mający z fizyjonomii wiele bardzo podobieństwa do lisa. Włosy miał rude i gładko leżące na czole, sporą fijoletową brodawkę na każdym policzku, oko błyszczące jak opal i brodę nadzwyczajnie spiczastą.
Człowiek ten ukłonił się nisko.
— Czy mam honor, — rzekł, — mówić z panem kawalerem Rogerem Tankredem d’Anguilhem, panem i dziedzicem na Anguilhem, Guérite, Pintade i innych miejscach?
Roger pomyślał, że jeżeli był jeszcze w téj chwili panem tych wszystkich posiadłości, wkrótce zapewnie nim być przestanie. Pomimo to jednakże, chociaż zdziwiony tym wstępem, odpowiedział:
— Tak, mój przyjacielu, z nim samym.
— Pozwól się pan zapytać, — mówił