Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/337

Ta strona została skorygowana.

I to mówiąc uchylił drzwi i zajrzał do gabinetu.
— Dobrze, — rzekł, — nie ma nikogo.
— Z czém u djabła przyszedł do mnie ten oryginał? — rzekł sam do siebie kawaler.
— A ściany, — rzekł znowu człowiek z brodawkami, — czy są dosyć grube?
— Obejrzyj pan sam, — zawołał d’Anguilhem, — gdyż istotnie zaczynasz mię niecierpliwić.
— Nie unoś się pan, nie unoś... przepraszam najpokorniéj, że używam tych wszystkich ostrożności, lecz wkrótce się pan przekonasz, że były one niezbędnie potrzebne.
— A więc patrz pan wszędzie; w szafach, pod łóżkiem, za firankami, a jeżeli chcesz jeszcze kluczy od komody i biórka, mów śmiało.
Nieznajomy korzystał z pozwolenia, otworzył szafy, zajrzał pod łóżke i za fi-