Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/338

Ta strona została skorygowana.

ranki; co się zaś tycze komody i biórka, widząc, że te dwa sprzęty zbyt były szczupłe aby mogły pomieścić podsłuchywacza, odmówił grzecznie kluczy, które Roger już dobył z kieszeni.
— A teraz, panie kawalerze, — rzekł nieznajomy, — teraz, gdy przekonałem się dostatecznie, że jesteśmy sami, mam honor prosić, abyś mię pan posłuchał uważnie; gdyż mamy pomówić o interesie bardzo wielkiéj wagi.
— Dobrym czy złym? — rzekł Roger.
— Jak pan zechcesz, — rzekł człowiek z brodawkami; — to od pana będzie zależało.
I to powiedziawszy poszedł zamknąć drzwi na klucz i zasunąć rygiel.
Roger rzucił z niechcenia wzrokiem na szpadę, leżącą niedaleko na krześle, gdyż tak jak Indyjanin, zczynał wierzyć, że przysłano kogo aby go podszedł.
Człowiek z brodawkami dostrzegł tego