Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

— Do małżeństwa? — rzekł Roger zdziwiony.
— Do małżeństwa, — powtórzył nieznajomy potrząsając wdzięcznie głową, z tym samym szkaradnym uśmiechem.
— Ale do jakiego małżeństwa? — zapytał Roger.
— Jakto, do jakiego! do prawdziwego małżeństwa.
— Nie wiele rozumiem, — rzekł Roger; — ale mów pan daléj.
— A więc, — rzekł nieznajomy, — inne zadam panu zapytanie. Czy życzyłbyś pan sobie wygrać proces?
— Do licha, spodziewam się, — zawołał Roger.
— Dobrze, dobrze, — rzekł człowiek z brodawkami z tym samym uśmiechem, — skoro tak, łatwo się porozumiemy.
— Porozumiejmyż się, — rzekł Roger posuwając się nieznacznie razem z krzesłem.