Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/346

Ta strona została skorygowana.

— To nie ma sensu.
— Jednakże, pozwól pan...
— Nigdy, mój panie, nigdy.
— Czy to jest pańskie ostatnie słowo?
— Ostatnie.
— Namyśl się pan jeszcze.
— Namyśliłem się, a raczéj nie będę się namyślał wcale nad podobną niedorzecznością... Żenić się, nie znając narzeczonéj, nie mówiąc z nią, nie wiedząc czy jest młoda czy stara, ładna czy brzydka, głupia czy mądra. Ho! ho i mój kochany, tracisz oczywiście głowę.
— A pan, półtora milijona!
I nieznajomy wziął za kapelusz.
Człowiek ten mówił z taką pewnością, że Roger zmięszał się. Zaczął przechadzać się wielkiemi krokami po pokoju; poczém rzucił się na fotel patrząc z pod oka na nieznajomego, który z najnaturalniejszą w świecie miną drapał się kolejno po brodawkach i po brodzie.